sobota, 28 listopada 2015

Mariaż. Odcinek 2: Priorytety!


  
     Nasz światek zwariował. Zwłaszcza światek weselny. Wariactwo owo charakteryzuje się pogonią za terminami, polowaniem na okazje oraz bezustannym trwaniem w objęciach weselnych inspiracji. Miałam nadzieję nie poddać się tej chorobie, jednak ogrom detali do zaplanowania wyraźnie naruszył moją odporność. Trudno. Może odpowiednia kuracja pozwoli mi przetrwać te ciężkie miesiące. Aby nie zwariować postanowiliśmy ustalić nasze priorytety i skupić się na najważniejszych dla nas rzeczach. O dziwo byliśmy jednogłośni - chcemy być piękni i pięknie utrwaleni na całe lata. A jako, że mój "prawie mąż" często z aparatem się przechadza, jesteśmy w tej kwestii nad wyraz wybredni. Postanowiliśmy nie płacić trzy zerowej kwoty za zdjęcia, które moglibyśmy zrobić sami. Wymarzyliśmy sobie fotografa-artystę. Wybór nie był jednak tak prosty, jak nasz plan...

środa, 11 listopada 2015

Mariaż. Odcinek 1: Jak planować, aby nie zwariować?

     
Skonsternowana przyszła Panna Młoda
 
     Podobno jestem kobietą. Wskazują na to cechy fizyczne i umysłowe. Posiadam różnorakie wcięcia i wypukłości, dobrze robię wiele rzeczy na raz, słyszę co się do mnie mówi i ogarniam wszystko, a nawet więcej. Posiadam jednak również cechy typowo niekobiece. Nie lubię kwiatów, nie znoszę malowania paznokci i nie cierpię ślubów oraz wesel! Jak zachować się więc w sytuacji, w której zostaję postawiona przed faktem zorganizowania takowej uroczystości? Ba! Do tego personalnej?! Organizacyjne wyzwania z reguły nie spędzają mi snu z powiek, bo w tym jestem wyjątkowo zdatna (o spaniu mówię oczywiście), jednak organizacja wesela?!

niedziela, 1 listopada 2015

Oczarowana!


   
     Delikatny zapach oczekiwania. Subtelny podmuch zaskoczenia. Wyczuwalna obecność czającego się uśmiechu i zaangażowanie w bycie tu i teraz. Bo jak inaczej opisać wyjątkowe, pełne niecodziennego uroku miejsce? Zanurzając się w niezwykły krajobraz zaczyna brakować nam banalnych słów. I dobrze. Największe rzeczy dzieją się w ciszy, gdyż ta ostatnia otwiera ludzkie umysły. Cisza pozwala nam zdobywać, doświadczać, kontemplować i doceniać. Zwłaszcza doceniać. Zamykając więc usta i szerzej otwierając oczy możemy dostrzec wyjątkowość wcale niewyjątkowych miejsc. Bez zbędnych więc opisów i kolorów zapraszam Was w podróż w niezwykłe miejsce, acz w przeciętnym mieście, typowego, jesiennego dnia.

sobota, 17 października 2015

Nudna czerń i biel?


     Jestem nudziarą. Nie lubię szalonych wypraw i niezapowiedzianych wizyt, a spontanicznie zmieniam jedynie kanały w telewizorze. Moim ulubionym gatunkiem muzycznym są piosenki z reklam, moją największą miłością - banalna czekolada, a najlepiej odpoczywam w domu, na kanapie. Moja nieskomplikowana natura przejawia się również w doborze garderoby. Nie świecę cekinami, nie łaskoczę futrami, nie drapię koronkami, ani nie spoglądam na innych spod ogromnego ronda kapelusza. Kolorowy świat dodatków uwielbiam, ale nie na własność. Do niektórych po prostu pasują one lepiej niż do mnie. Moim sprzymierzeńcem jest prostota, a najlepszymi przyjaciółmi czerń i biel. Nie przyciągam więc spojrzeń barwną osobowością, opakowaną w kolorową obudowę. Tylko co z tego? Pomimo, że na pierwszy rzut oka zwracamy uwagę głównie na to, co kolorowe i różnorodne, większość z nas i tak pozostaje koneserami swobody i ascetyczności. Niech żyje więc klarowność, naturalność i wygoda, bo to one stanowią najlepszy dodatek do każdej, codziennej stylizacji. Czyż nie tak, Drogie Panie? ;)


sobota, 26 września 2015

"Ponieważ Cię kocham" Guillaume Musso!


5/5 świetna!

     O ile jestem niezaprzeczalną entuzjastką języka francuskiego, o tyle francuska twórczość z reguły nie odpowiada moim kubkom smakowym. Nieraz, mając apetyt na wychwalaną komedię, obchodziłam się jedynie smakiem rozczarowania, a próbując przetłumaczyć i zinterpretować niejedną francuską szansonetkę, nabawiałam się zaledwie niestrawności. Postanowiłam być jednak bardziej wyrozumiała i dać francuskim twórcom kolejną szansę. Tym razem nie chciałam kierować się kapryśnymi zmysłami, ale niezawodnym sercem. Połączyłam więc miłość do Francuzów, z umiłowaniem do literatury i sięgnęłam po książkę Guillaume Musso.

     Nawet nie wiem do jakiej kategorii zakwalifikować powieść tego pana. I choć może w poprzednim zdaniu przeczę sama sobie, nazywając jeszcze niesklasyfikowany utwór powieścią, to jednak jestem w pełni świadoma tego co piszę. Jest to powieść, z domieszką thriller'a, szczyptą sciencie fiction i posmakiem romansu. Tak to widzą moje czytające oczy. Dawno nie miałam do czynienia z tak różnorodną mieszanką smaków, która aż tak bardzo odpowiadałaby moim gustom.

piątek, 18 września 2015

New Boyfriend!


     Tak, jestem niska. Tak, moje jamnicze nóżki nie prezentują się najlepiej w szerokich, męskich spodniach. Tak, boyfriend'om można postawić wiele zarzutów zniekształcania kobiecej sylwetki. Mam jednak to wszystko w dalekim poważaniu! Mój new boyfriend to moja new miłość. I nawet nie pofatygowałam się, aby przywdziać do nich szpilki. Jestem zbuntowaną blogerką i nie robię tego, co należy. Stawiam na wygodę i świetnie się z/w tym czuję. Nawet ubrana w połowie po męsku, daję radę jako kobietka. Do tego pełna wdzięku, seksapilu i... skromności. I choć zagalopowałam się w tych wyobrażeniach na swój temat, pozostanę wierna mym uczuciom, bo lubię czuć wiatr nie tylko we włosach, ale i w spodniach :D

niedziela, 6 września 2015

Princessa!


     Każda z nas marzyła o byciu księżniczką. Szybko jednak zderzyłyśmy się z okrutną rzeczywistością. Książęta na białych rumakach okazują się być bowiem jedynie niezrozumiale dla nas rozumującymi istotami, a przywdzianie księżniczkowej sukienki na jeden dzień, wiąże się z kilkuletnimi nawet i monotonnymi przygotowaniami. Chowam jednak gorzkie słowa do torebki, przykrywam je frędzlami i w zwiewnej sukience, pod malowniczym sklepieniem pokrytym freskami, biegnę na tarasy, aby spełnić swe dziewczęce marzenia. Czuję się damą wdychając zapach bogactwa i przepychu. Jestem lady przechadzając się po pięknych tarasach. Staję się księżniczką dzięki zamkowi w Baranowie Sandomierskim. Ot i marzenie spełnione.

sobota, 29 sierpnia 2015

Kolorowanka dla dorosłych!


     Relaksowałam się. Pochłonął mnie wakacyjny klimat, weekendy na rozgrzanym piasku, książki i filmy pod chmurką oraz kolorowe ołówki. Skoro z różnorakich powodów nie można sobie pozwolić na wyjazd na wakacje, trzeba uczynić wszystko, aby wakacje zawitały u nas. Każde więc sierpniowe, popracowe popołudnie przeistaczałam w wakacyjny relaks. Zadanie nie było to łatwe, aczkolwiek wykonalne, zwłaszcza za dotknięciem kolorowej kredki. Stałam się niezaprzeczalną, samozwańczą i szaleńczo oddaną miłośniczką kolorowanek dla dorosłych. I choć pod tym terminem, ku rozczarowaniu męskiego grona, nie kryją się niestosowne obrazki, to zajęcie owe pochłonęło zarówno damy jak i gentelmanów. Dlaczego? Ponieważ często, nawet nieświadomie, gryzmolimy w notatnikach twórcze esy floresy. Te nic nieznaczące na pozór wytwory naszych zmęczonych mózgów, pozwalają nam uporządkować myśli, ale również i zająć czymś ręce. Rozwiązanie problemu jest więc w zasięgu kolorowej kredki. Nie masz pomysłu jak poradzić sobie w trudnej sytuacji? Koloruj! Rzucasz palenie lub jesteś na diecie? Koloruj! Stres wylewa się każdym porem Twojego zmęczonego ciała? Koloruj! Pokoloruj swój świat, swoje myśli i swoje problemy. Ja już pokolorowałam i wracam do Was po wakacjach zrelaksowana, pełna sił i barw. Barwnie polecam i obiecuję, że już Was nie opuszczę... aż do następnego razu ;)

sobota, 1 sierpnia 2015

Zawsze black & white!


     Kto czyta i ogląda ten wie, że prosta ze mnie dziewczyna. Proste włosy, proste myśli i nieskomplikowane połączenia modowe. Lubię wyglądać dobrze (choć to pojęcie nad wyraz względne!), bo moje wewnętrzne Ja czuje się znacznie lepiej w ładnym opakowaniu. Nie lubię jednak pstrokatego papieru pakowego. Zbyt duża ilość wzorów, kolorów i wstążek zdecydowanie nie odpowiada moim gustom. Stawiam na minimalizm. A czarno-biały minimalizm to kwintesencja moich modowych poszukiwań. Jak widać nie jestem wybrednym stworzeniem. Swoją postawę motywuję faktem, że minimalizm zazwyczaj wygrywa z wyszukanymi kreacjami. Zwłaszcza w życiu codziennym. I choć pójścia na łatwiznę również nie toleruję, to jednak optuję przede wszystkim za wygodą i ascetycznością, no bo przecież po co komplikować sobie życie? 

niedziela, 26 lipca 2015

Letnie zauroczenie!


     Letnie zauroczenie ma to do siebie, że pojawia się latem. Z końcem pory ciepłej powinno się więc z reguły zakończyć, ale wiadomo, że z niewiastami i ich sentymentami różnie bywa. Zawsze jednak, po zimowej, szarej i często okraszonej łzami rozłące, można powrócić do obiektu westchnień lata następnego. Tak też dzieje się już od kilu lat w przypadku mojej miłości. Miłości do kombinezonów. A wszystko zaczęło się gdy owe wdzianka nie były jeszcze obiektem powszechnego uwielbienia. Nie dysponuję dużą ilością takowych egzemplarzy, ponieważ jestem oszczędna w uczuciach i ponadprzeciętnie wierna moim oblubieńcom. I choć mój żywy umiłowany twierdzi, że kombinezon ów ukazuje wszelakie moje mankamenty, ja i tak dzielnie w nim chadzam i się przechadzam, trochę na przekór, ale głównie dla własnej wygody. Gloria temu, kto te cudeńka stworzył!

sobota, 18 lipca 2015

Drink (Pepsi)-Cola!



     Każda osoba pracująca wyczekuje momentu, w którym oswobodzi się z niewdzięcznego, pracowego wdzianka. Nie ważne czy chodzi o mundur, ogrodniczki czy biurowy komplecik. Ważne jest, żeby było inaczej niż w pracy, bo im bardziej inaczej tym bardziej swobodnie. I choć mnie w biurze nie obowiązuje literalny dress code, z lubością przywdziewam jeansy i t-shirty. Lubię taki styl na luzaka. Lubię też Pepsi i dlatego zaopatrzyłam się w koszulkę z Coca-Colą. Bez sensu? Kobieca logika jest bez sensu, zwłaszcza dla innych nielogicznych istot! A tak naprawdę chodzi o to, że akurat koszulka z Pepsi w ręce mi nie wpadła. Jej strata! Tak czy siak, noszę Coca-Colę, piję Pepsi, mam dziury w spodniach, a wszystko to na luzaku, joł joł!

niedziela, 12 lipca 2015

Dziennik biegacza cz. 3: Kolano biegacza!


Czy istnieje coś takiego jak sportowy pech? A może spotkaliście się kiedyś z pewnego rodzaju kontuzyjnym fatum? Może znacie więc szamana lub inną czarownicę, która za pomocą mało inwazyjnych sposobów mogłaby uwolnić biednego człowieczka od nagminnego, fizycznego niepowodzenia?

piątek, 3 lipca 2015

Zwierciadło!


     Odkąd nauczyłam się mówić, żądałam od rodziców starszego brata. Moja jeszcze łysa główka nie potrafiła pojąć, że jest to misja niewykonalna. Może przeszkadzała mi w tym pełna pielucha, a może już wtedy nie przyjmowałam do wiadomości słowa nie. Nie wiem. Z czasem pogodziłam się jednak z nieobecnością brata-obrońcy, posiadającego przystojnych kolegów. Rodzice wynagrodzili mi jednak ów niedostatek w postaci młodszej siostry. No i fajnie. Pozostało jednak jeszcze jedno, niespełnione marzenie - siostra bliźniacza. Okazuje się jednak, że mając u boku pomysłowego fotografa, wszystko jest możliwe. Mam więc siostrę bliźniaczkę. Na szczęście na chwile, bo dwóch tak wrednych istot ludzkość nie byłaby w stanie znieść! ;)

niedziela, 21 czerwca 2015

Marynarka!




     Morze, słońce, stara łajba i wiatr we włosach... Nie, to zdecydowanie nie moje klimaty. Chyba, że mowa o luksusowym jachcie, bikini od Gucci'ego i drinkach z palemką. Pomarzyć można, no bo w końcu czemu nie? Ale do realizacji marzeń (nawet tych najmniej prawdopodobnych) trzeba się odpowiednio przygotować. Najłatwiej więc zacząć od odzienia. Marynarskiego. Pan w paski to marynarz, a pani? Niech będzie marynarka. Dziś jestem więc marynarką. Noszę paski i żeglarską linę. Brakuje jedynie jachtu. Na wszystko przyjdzie jednak czas. Prawda?

środa, 17 czerwca 2015

Dziennik biegacza cz. 2: Pierwsze tygodnie!


Pierwszy zapał! 

Nadszedł ten dzień. Dzień pokonania lenia, nie szukania wymówek, nałożenia dresów i wcielenia mądrych rad z poprzedniego posta w życie. Nadszedł również czas, aby przyznać, że biegacz to też tylko człowiek i nieomylny nie jest. Otóż muszę wyznać, że najpierw pobiegłam a dopiero później o bieganiu czytałam. Byłam pewna, że intensywne treningi na rowerku stacjonarnym zdziałają cuda i jednak uda mi się przebiec dłuższy dystans bez zatrzymywania. Nic bardziej mylnego...

sobota, 13 czerwca 2015

White angel?!


     Mała biała? Z przyjemnością! Biel zawsze dodaje kobiecie lekkości i niewinności; w końcu to kolor anielski. Nie wierzcie jednak pozorom! W blondyneczce w białej sukieneczce może kryć się pokaźnych rozmiarów diablisko. Do tego nad wyraz wredne. Mała biała służy więc do wybielania. Dzięki niej wydaję się grzeczniejsza, delikatniejsza i milsza. Brakuje jedynie aureoli. Za to jest róż. Delikatne różowe akcenty, niczym ledwie widoczne rysy na szkle, uważnemu obserwatorowi pozwolą odkryć, że chyba jednak niekoniecznie ma do czynienia z rajskim towarem. I niestety ma rację. W końcu jak mawia mój luby "takie małe, a takie wredne" i obawiam się, że nawet niebiańskie odzienie nie jest w stanie tego faktu zmienić. Na zdjęciach jednak aniołek ze mnie jak z obrazka, a ja już milczę jak zaklęta, ponieważ wydaję się być bardziej anielska gdy z moich ust nie wydobywają się żadne kąśliwe uwagi. O!

piątek, 5 czerwca 2015

Walka z czernią?!


     Jeszcze do niedawna w mojej szafie królowała czarna dziura. Nie da się tego określić inaczej, choć pod tym terminem nie kryje się wcale złowieszcza pustka. Przy bardziej wnikliwej obserwacji zawartości garderoby, okazywało się bowiem, że jest wypchana po brzegi i po prostu króluje w niej czerń. Postanowiłam więc coś zmienić. Małymi kroczkami. Czarność pozostała nadal moją ulubioną towarzyszką, jednak częściej zaczęły asystować jej inne barwy. Niezwykle rzadko natomiast zdarzało się, abym przywdziewała zestaw całkowicie czerni pozbawiony. Poczuwszy jednak porę ciepłą w sercu i na skórze, wspięłam się na kolejny poziom mojej prywatnej walki ze smolistym uzależnieniem; postawiłam na bardziej letnie kolory. I choć, zwłaszcza od pasa w dół, bardziej wcielam się w Pigi niż kobietę z klasą, lubię ten zestaw. Ale od czasu do czasu, bo jednak bez czerni jak i czekolady nie potrafię długo żyć. Po prostu.

sobota, 30 maja 2015

Czerwona tęcza!


     Warto się rozpisywać? Niekoniecznie. Zdjęcia robią całą, w tym wypadku śnieżnobiałą robotę. Napomknę jedynie, że flaga Monako nie stanowiła dla mnie inspiracji. Preferuję odwołanie do czerwonej tęczy, intrygującej i wyjątkowej. I choć ja żadnej z tych cech nie posiadam, to jednak coś mnie z czerwoną tęczą łączy; otóż nigdy takowej na własne oczy nie widziałam, tak jak i mnie jeszcze ludzkie oczy nie ujrzały w czerwieni. Przedstawiając więc Wam dziewicze zdjęcia, przygodę z czerwienią uznaję za rozpoczętą.

niedziela, 24 maja 2015

Języki obce? O tak! Poproszę!

Znam francuski i hiszpański. I co z tego? Ano niewiele. Okazuje się bowiem, że ani w życiu codziennym, ani zawodowym takowe umiejętności nie są jakoś szczególnie potrzebne. Nie to nie, trudno. Zawsze mogę przecież cieszyć się nimi w domowym zaciszu. Tak też robię. Zwłaszcza gdy dopada mnie złośliwe przeziębienie, a Matka Natura myli wiosnę z jesienią. Na szczęście jest łóżko, ciepłe skarpety, a co najważniejsze wujek google i jego rodziciel internet, którzy oferują sporo możliwości posługiwania się językami obcymi.



sobota, 16 maja 2015

Miejska dżungla!


     Uwielbiam wiosnę za jej ciepło, barwy i kwiaty, ale w ogrodzie, nie w wazonie. Nie jestem chyba prawdziwą kobietą, gdyż bukietów dostawać nie lubię. Nawet paprotki w doniczkach nie goszczą w moim domu, bo zwyczajnie zapominam o ich potrzebach. Nienagannie jednak pamiętam o moich, zwłaszcza modowych, dlatego w szafie zawsze znajdzie się nieco przestrzeni nawet dla tropikalnej dżungli. Jednoznacznie więc stwierdzam, że roślinność, jako taka, jest mi bliska. A nawet bardzo bliska, bo tuż przy ciele. Nie pląsam po łąkach, nie wplatam kwiatów we włosy, nie koszę nawet trawy, a jednak zieloność jest we mnie. A dokładniej ja w niej. Nucąc więc pod nosem "zielono mi...", nieprzerwanie podziwiam zgrany duet jaki stworzyłyśmy z dżunglą w mieście. Nućcie więc i podziwiajcie i Wy. Na zdrowie!

środa, 6 maja 2015

Dziennik biegacza cz. 1: Przygotowania!

Czy biegam za modą? Zdecydowanie i dosłownie. Biegają prawie wszyscy, taką potrzebę poczułam i ja. Zaczynam biegać. Bez zbędnych wstępów. Oczywiście bez wstępów w pisaniu, bo odpowiedni wstęp do biegania to minimum podstawowej wiedzy biegacza. Dlatego właśnie o tych wstępach, bez nieistotnych wstępów, chcę się z Wami wstępnie podzielić.
 

Zakupy, czyli to co blogerki lubią najbardziej!


Biegać w trampkach się nie da. I choć to nie zbrodnia, mówimy przecież o inteligentnym bieganiu. Odpowiednie buty, biegaczu, to podstawa. Dbaj o stopy, bo bez nich daleko nie pobiegniesz. Nie warto jednak wydawać fortuny na pozostałe części garderoby. Specjalistyczna odzież? A po cóż Ci to? W dresach i t-shircie z targu spocisz się tak samo. Polecam natomiast odpowiednią bieliznę, bo jednak lepiej jest, gdy wszystko trzyma się na swoim miejscu.

niedziela, 3 maja 2015

Nakrapiany minimalizm!


       Jestem minimalistką. Lubię minimalną ilość dodatków, minimalne wzory i minimalne zwracanie na siebie uwagi. Żaden ze mnie rajski ptak, przykuwający spojrzenia tłumu, ale do bycia szarą myszą również się nie poczuwam. Uwielbiam rzeczy przykuwające uwagę. Minimalnie oczywiście. A bluzka w kropy nadaje się do tego idealnie. I choć ogólnie fanką szpilek nie jestem, ponieważ można w nich wygodnie pokonywać jedynie minimalne dystanse, miętowe szpilki idealnie dopełniają ten prosty i praktyczny zestaw. Ograniczam więc ilość zbędnych słów do minimum i żarliwie zapraszam do nieminimalistycznego oglądania!

sobota, 25 kwietnia 2015

"Blog. Pisz, kreuj, zarabiaj" ?


     Po tym, gdy nieoczekiwanie pojawiły się pierwsze oferty umieszczenia reklam na moim blogu, zapytałam o radę wujka google i padło na Kominka. Wiele głosów polecało jego książkę jako lek na całe, blogowe zło. Chciałam więc wiedzieć i ja, jak tego zła unikać. Rozbiłam skarbonkę, rozpoczęłam edukację i wyszłam z tego przedsięwzięcia jeszcze bardziej zielona.

     Ok, muszę przyznać, że zaskoczyło mnie bardzo ładne wydanie książki. Do tego była to naprawdę przyjemna lektura. Tomek pisze lekko, zabawnie i z ironią. Polubiłam nawet jego samouwielbienie emanujące z prawie każdej strony. Niestety nie stałam się przez to mądrzejsza. Z ponad 370 stron druku dowiedziałam się głównie, że bloger musi pisać i czekać, aż w końcu zaczną pojawiać się rewelacyjne oferty wraz z "pięciocyfrowymi sumami". Ok. No i fajnie. Kiedy będę już sławna i piękna, będę mogła być również bogata. Tyle tylko, że ja, w przeciwieństwie do autora książki, nie wierzę w blogerskie miliony na koncie i nie planuję rzucić pracy, aby tworzyć teksty na bloga i czekać na wielo zerowe oferty. Chcę po prostu cieszyć się pisaniem i mieć świadomość, że inni te teksty czytają. A jeśli kiedyś uda mi się również na tym hobby zarobić - super! No bo w końcu, czemu nie?! Jednak w tym momencie, najważniejsze dla mnie pytanie brzmi: jak trafić do większego grona odbiorców?

niedziela, 19 kwietnia 2015

Nie przepłacaj!



 

Potrzeba kupowania! 

Raczej nieliczne z nas-kobietek mają pełne portfele i złote karty gotowe do zaspokajania naszych modowych potrzeb. A przecież, w przeciwieństwie do nas samych, drobnych i delikatnych, owe potrzeby są ogromne i niezwykle silne! Jesteśmy więc zbyt słabe, aby z nimi wygrać. Całkowita uległość nie wchodzi jednak w grę; musimy pokazywać wypielęgnowane pazury, abyśmy nie zostały całkowicie obdarte z honoru i całej wypłaty. Jak to uczynić?


Kup mnie! Przecież właśnie o mnie marzyłaś!

Ok. W sytuacji gdy naszym oczom ukazuje się modowy twór z naszych marzeń, chowamy pazury i potulnie kulimy końskie ogony. Jesteśmy wówczas bezradne. Bo przecież możliwość zakupienia wyśnionej sukienki nie zdarza się często. Wtedy odpuszczamy naszą walkę z bezlitośnie wysoki cenami i wracamy szczęśliwe do domu. Bogatsze a jednocześnie uboższe...

sobota, 21 marca 2015

Starzejemy się czyli pierwsze urodziny!



     Minął dokładnie rok. Zaczęło się spontanicznie, z dużą dawką sprzecznych emocji i wątpliwości, ale nasza przygoda trwa. Trwa niespiesznie, nieregularnie i niestrudzenie. Nie poświęcam mu tak dużo czasu i uwagi jak bym chciała, bo przecież każda pracująca istota wie, że doba liczy za mało godzin, aczkolwiek cieszę się z każdej poświęconej mu chwili. Zwłaszcza, gdy te chwile pozwalają stworzyć coś ciekawego. Nie każdy napisany przeze mnie tekst i nie każde zdjęcie wykonane przez mojego własno-osobistego fotografa zasługują na uwagę, jednak większość naszej amatorskiej twórczości sprawia nam radość i satysfakcję. Z okazji urodzin bloga, pozwolę więc sobie jeszcze raz pokazać Wam to, z czego jesteśmy najbardziej dumni i nieśmiało zapytać, co też Wam, przez ten rok, najskuteczniej wpadło w oko i co chcielibyście oglądać w bliższej i dalszej przyszłości?

sobota, 7 marca 2015

(Nie) mam się w co ubrać!


      Dzięki ogromnej uprzejmości Renaty (swoją drogą, bardzo serdecznie zapraszam na jej bloga Książkowe Czary Mary, gdzie można dobrze poczytać o dobrych książkach) w moje ręce wpadło dzieło Karoliny Glinieckiej, znanej jako Charlize Mystery. Niejednokrotnie z ciekawością zaglądałam na jej bloga, podziwiałam jej wyczucie stylu i niebanalne zestawy, które pokazywała okiem profesjonalnego obiektywu. Oglądanie i czytanie jej bloga zawsze stanowiło dla mnie dużą przyjemność. Byłam więc szczerze ciekawa, czy taką samą przyjemność odczuję, czytając jej poradnik.

piątek, 27 lutego 2015

A fizyk stworzył szpilki, czyli opowieść o dziurach w podłodze i łamiących się nogach!


 

Nie lubię!

Wiele postów zaczynam od słów nie lubię, nie chcę, bądź nie podoba mi się. Nie wiem czy wynika to z mojej malkontenckiej duszy czy też wybrednego gustu, ale ja po prostu wielu rzeczy zwyczajnie nie aprobuję. Tak właśnie jest ze szpilkami. Nie lubię tego diabelskiego tworu! Ok, są urocze, zgrabne i dodają powabu nawet pulchnej, kobiecej stópce, ale ja i tak wolę patrzeć na nie z boku, niż stawiać w nich chwiejne, bolesne kroczki. Jednak nawet ból nie zmienia faktu, że one kuszą, a ja temu kuszeniu mimo wszystko czasem ulegam...

niedziela, 15 lutego 2015

Ołówkowa sukienka!


     Ołówek kojarzy mi się z bogatym, pełnym pomysłów szkicownikiem artysty, ale ołówkowa spódnica jedynie ze sztampową, białą bluzką. Może to i niesprawiedliwe skojarzenie, aczkolwiek zakorzeniło się w mojej głowie na tyle mocno, że nie pałam zbyt dużą miłością do takich właśnie spódnic. No bo za co lubić kieckę krępującą każdy krok, z której co chwilę wysuwa się bluzka? I choć to typowo kobiece wdzianko, podkreślające nasze kształty (i niedoskonałości!) ja i ona nie tworzymy zgodnego duetu. Kompromisem okazała się być ołówkowa sukienka. Nie urzekła mnie od razu, ponieważ nie poruszam się w niej z większą gracją i łatwością, ale eliminuje ona chociaż problem niesfornej koszuli. Ostatecznie, sukienka wygrywa ze spódnicą jeden do zera, a ja, choć dalej nieprzekonana do tego typu krojów i fasonów, dosłownie małymi kroczkami przyzwyczajam się do chodu gejszy. I choć sukienka nie grzeszy oryginalnością, pamiętajmy, że pracująca ze mnie pani. Mogę pozwolić sobie jedynie na odrobinę koloru, ale to i tak duże szaleństwo jak na moją skromną, biurokratyczną osobę. Tak czy siak, ołówki w dłoń i piszcie, jak Wy odnosicie się do ołówkowych kreacji?

wtorek, 10 lutego 2015

La vie est belle et vous êtes comme elle!




     Życie jest piękne, a ty jesteś jak ono. Frazes ów, choć brzmiący znacznie lepiej w ustach francuskojęzycznych, jest niezwykle prawdziwy, aczkolwiek niepamiętany. Zwłaszcza przez Polaków. Francuz na pytanie "Jak się masz?" zawsze odpowie, że "Bien", bo inaczej rozmówca pomyśli, że stało się coś znacznie gorszego niż padający deszcz czy wystygnięta kawa. W Polsce natomiast, takie niewinne zapytanie wywołuje lawinę narzekań. Dlaczego? Bo marudzimy! Ciągle! Sama marudzę pisząc, że marudzimy! I choć denerwuje mnie to strasznie, nie zmienię tego pstryknięciem palca, bo od zawsze jestem Polką i to Polką marudną. Mam jednak plan, aby zmienić to moje marudne Ja i wpłynąć na innych marudnych rodaków. Jak to zrobić? Powoli, małymi kroczkami, bo nagłe zerwanie z marudzeniem, może być niebezpieczne dla zdrowia Polaka!

sobota, 17 stycznia 2015

Catwoman!


     Nie lubię kotów. Nigdy nie byłam fanką kobiety-kota, na widok Klakiera uciekałam szybciej niż Smerfy i z całego serca kibicowałam Jerry'emu, choć to Tom zazwyczaj był pokrzywdzony. Tolerowałam jedynie Łebskiego Harrego a obecnie, patrzę przychylnie tylko na kocie motywy. Mam tapetę z kotem i kota na punkcie ciuchów w koty. Pensjonarska sukienka z kołnierzykiem natychmiast więc podbiła moje serce. I choć waham się czy przypominam w niej bardziej uczennicę ze szkoły katolickiej, czy też starą pannę będącą fanatyczką kotów, to i tak z kotów nie zrezygnuję. MIAUam chęć znaleźć się w kocim świecie, więc się w nim znalazłam a teraz zapraszam i Was. I nawet jeśli chadzacie tylko własnymi drogami skręćcie do mnie i kotów, bo nikt na Was 9 żyć czekać nie będzie! o!

wtorek, 6 stycznia 2015

Lśnić w Sylwestra?


     Chciałam lśnić. Tę jedną noc chciałam lśnić w objęciach cekinów, brokatu i innych sylwestrowych tworów. Na tym w końcu polega magia tej wyjątkowej nocy. Lśnienie okazuje się jednak być bardzo kosztowną przyjemnością. Na samą myśl o wydaniu dwustu, w pocie czoła zarobionych złotówek, na jedno tylko nocne świecidełko, moja ręka odmawiała posłuszeństwa i nie chciała sięgać do portfela. Jestem zbyt praktyczna nawet jeśli chodzi o Sylwestrowe szaleństwo, dlatego znów zwyciężyły rozwaga i prostota. I choć prostota to piankowa i plisowana, nie świeciłam w niej niczym fajerwerk. Choć odrobinę blasku dodały jej pokaźnych rozmiarów naszyjnik i samoobronna kopertówka i tak nie byłam gwiazdą wieczoru. Tylko, że wcale mi to nie przeszkadza. Szara, skromna, niebłyszcząca sukienka zostanie ze mną na długo. I nawet jeśli nie lśniłam przez jedną noc, będę szara przy kilku innych wyjątkowych, jak i codziennych okazjach. Niech żyją wielozadaniowe sukienki! I dzięki Ci za ten mój praktyczny rozumek!

piątek, 2 stycznia 2015

Święta, Święta i po Nowym Roku!

 
     Nie możemy zapomnieć o Bożym Narodzeniu. Cały wszechświat, reklama coca-coli, rozgłośnie radiowe i gigantyczne ozdoby w centrach handlowych dbają o to, aby nawet najbardziej rozkojarzone istoty pamiętały. Już na miesiąc przed. Pamiętamy więc i wpadamy w świąteczny wir przygotowań. I mimo, że "prawdziwego" Mikołaja z reklamy coca-coli już z nami nie ma, my nadal pragniemy cieszyć się Świętami jak dzieci. Starają się nam w tym pomóc centra handlowe prześcigające się w wielkości wystawianych choinek, stacje telewizyjne - powtarzając irytujące reklamy, a my prześcigamy siebie samych w łowieniu prezentów w promocyjnych cenach, które tak naprawdę kosztują więcej niż przed "promocją". W efekcie, dążąc do Świąt idealnych, stajemy się nerwowi, wydajemy ostatnie grosze na promocyjne produkty zupełnie nam niepotrzebne, a kłótnie z najbliższymi stają się nieodzownym elementem Świątecznego nastroju...