Po tym, gdy nieoczekiwanie pojawiły się pierwsze oferty umieszczenia reklam na moim blogu, zapytałam o radę wujka google i padło na Kominka. Wiele głosów polecało jego książkę jako lek na całe, blogowe zło. Chciałam więc wiedzieć i ja, jak tego zła unikać. Rozbiłam skarbonkę, rozpoczęłam edukację i wyszłam z tego przedsięwzięcia jeszcze bardziej zielona.
Ok, muszę przyznać, że zaskoczyło mnie bardzo ładne wydanie książki. Do tego była to naprawdę przyjemna lektura. Tomek pisze lekko, zabawnie i z ironią. Polubiłam nawet jego samouwielbienie emanujące z prawie każdej strony. Niestety nie stałam się przez to mądrzejsza. Z ponad 370 stron druku dowiedziałam się głównie, że bloger musi pisać i czekać, aż w końcu zaczną pojawiać się rewelacyjne oferty wraz z "pięciocyfrowymi sumami". Ok. No i fajnie. Kiedy będę już sławna i piękna, będę mogła być również bogata. Tyle tylko, że ja, w przeciwieństwie do autora książki, nie wierzę w blogerskie miliony na koncie i nie planuję rzucić pracy, aby tworzyć teksty na bloga i czekać na wielo zerowe oferty. Chcę po prostu cieszyć się pisaniem i mieć świadomość, że inni te teksty czytają. A jeśli kiedyś uda mi się również na tym hobby zarobić - super! No bo w końcu, czemu nie?! Jednak w tym momencie, najważniejsze dla mnie pytanie brzmi: jak trafić do większego grona odbiorców?
Na wstępie Kominek pisze: "Nie ma znaczenia jak długo prowadzisz bloga i ilu znasz ludzi. Nie liczy się twoja wiedza, talent, pracowitość (...) Wszystko sprowadza się do odpowiedniego kreowania wizerunku. Musisz stworzyć własną legendę". Ok, ale jak ową legendę stworzyć? W książce zawarte są porady skierowane jedynie do blogerów już regularnie czytywanych, którym udało się przez lata wypracować swoją markę. Nie ma natomiast nic dla świeżutkich, nieopierzonych kotków, które dopiero zaczynają swoją blogową przygodę. Tomek w książce zachęca, aby do niego pisać, a jako że nie znalazłam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, tak też zrobiłam. Napisałam i rozczarowałam się po raz drugi. Odpowiedź otrzymałam, ale nad wyraz krótką i rzeczową, wcale niezachęcającą do dalszego tworzenia, o ile nie mam zamiaru pisać znacznie częściej. Czy rzeczywiście więc hobbistyczne pisanie nie ma sensu, bo i tak cotygodniowych tekstów nikt czytać nie będzie? Dalej nie kumkam więc blogosfery, ale teraz jeszcze z niesmkiem.
Ok, muszę przyznać, że zaskoczyło mnie bardzo ładne wydanie książki. Do tego była to naprawdę przyjemna lektura. Tomek pisze lekko, zabawnie i z ironią. Polubiłam nawet jego samouwielbienie emanujące z prawie każdej strony. Niestety nie stałam się przez to mądrzejsza. Z ponad 370 stron druku dowiedziałam się głównie, że bloger musi pisać i czekać, aż w końcu zaczną pojawiać się rewelacyjne oferty wraz z "pięciocyfrowymi sumami". Ok. No i fajnie. Kiedy będę już sławna i piękna, będę mogła być również bogata. Tyle tylko, że ja, w przeciwieństwie do autora książki, nie wierzę w blogerskie miliony na koncie i nie planuję rzucić pracy, aby tworzyć teksty na bloga i czekać na wielo zerowe oferty. Chcę po prostu cieszyć się pisaniem i mieć świadomość, że inni te teksty czytają. A jeśli kiedyś uda mi się również na tym hobby zarobić - super! No bo w końcu, czemu nie?! Jednak w tym momencie, najważniejsze dla mnie pytanie brzmi: jak trafić do większego grona odbiorców?
Na wstępie Kominek pisze: "Nie ma znaczenia jak długo prowadzisz bloga i ilu znasz ludzi. Nie liczy się twoja wiedza, talent, pracowitość (...) Wszystko sprowadza się do odpowiedniego kreowania wizerunku. Musisz stworzyć własną legendę". Ok, ale jak ową legendę stworzyć? W książce zawarte są porady skierowane jedynie do blogerów już regularnie czytywanych, którym udało się przez lata wypracować swoją markę. Nie ma natomiast nic dla świeżutkich, nieopierzonych kotków, które dopiero zaczynają swoją blogową przygodę. Tomek w książce zachęca, aby do niego pisać, a jako że nie znalazłam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, tak też zrobiłam. Napisałam i rozczarowałam się po raz drugi. Odpowiedź otrzymałam, ale nad wyraz krótką i rzeczową, wcale niezachęcającą do dalszego tworzenia, o ile nie mam zamiaru pisać znacznie częściej. Czy rzeczywiście więc hobbistyczne pisanie nie ma sensu, bo i tak cotygodniowych tekstów nikt czytać nie będzie? Dalej nie kumkam więc blogosfery, ale teraz jeszcze z niesmkiem.
Jak się tak naczytałam i nasłuchałam o tych "znanych" blogerach/blogerkach to jakoś mnie to zniechęca ale jedynie do zaglądania na te blogi. Oglądałam filmik kiedyś w którym dziewczyna naśmiewała się z osób piszących recenzję za produkt .Wszak cenić się trzeba i wymagać właśnie tych wspomnianych przez Ciebie pięciocyfrowych sum.Oczywiście wszelkie banery reklam również powinny być słono opłacane.Olać to ,niech sobie zarabiają Ci którzy chcą i potrafią ,ja nie piszę bloga po to żeby zarobić.Piszę bo mi się to spodobało i nie ważne, z tego co zauważyłam ,czy publikuję raz na dwa tygodnie czy co drugi dzień ,kto chce i tak moje słowa przeczyta .Blog nie jest moim źródłem dochodu więc nie przejmuję się tym co mówią i myślą Ci 'sławni ,piękni i bogaci ' ;p I ty też się nie przejmuj że jakiś tam Kominek napisał Ci,że najlepiej przestać pisać niż pisać raz na jakiś czas :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą książkę ! i to, że jest pisana tak prosto -i dosłownie ! polecam też tą drugą "blogger i social media" ;)
OdpowiedzUsuńPrzymierzam sie do zakupu książki Kominka od jakiegoś czasu, wiele dobrego słyszłam o tym co napisał. Nie wiem jaki mieć do tego stosunek, bo bloguje od kilkulat i wiem jak na początku było cieżko, a terraz jest ciżej zrobić coś innego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie, www.lap-stajla.blogspot.com, u mnie nowy post o smakowitościach.
może być ciekawa;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko :))
woman-with-class.blogspot.com
Chętnie przeczytałabym tą książkę. Myślę, że przede wszystkim blogowanie powinno być naszym hobby. Gorzej, gdy zmienia się na obowiązek.:)
OdpowiedzUsuńjeśli nie będziemy kreatywni, pomysłowi, ciekawi nikt nas odwiedzać nie będzie, a więc i nikt wspólpracy nie będzie proponować.
OdpowiedzUsuńsłyszałam dużo o tej książce ale nie miałam okazji jej przeczytać - a szkoda, bo wydaje się ciekawa. Myślę,że współprace, zarabianie na blogu i jego popularność zależy od naszej kreatywności i ciężkiej pracy.
OdpowiedzUsuńSandicious
Chętnie przeczytałabym tę książkę. Co do samej blogosfery, to też bardzo wielu rzeczy nie kumam (i chyba nawet nie chcę, bo może całkiem przeszłaby mi ochota na prowadzenie bloga:)
OdpowiedzUsuńZaczynając pisać bloga nie miałam pojęcia, że z tego można żyć. Poza tym pisanie traktowałam i traktuję hobbystycznie, bo - tak jak piszesz - nie rzucę pracy, żeby skoczyć całkowicie w blogowanie, nie mam też czasu i chęci na kreowanie przykuwającego uwagę wizerunku. Nie wiem, do tego chyba trzeba mieć zacięcie, ja go nie mam, ale nie narzekam, bo nie mam aspiracji żeby stać się numerem jeden blogowego świata. Jeśli chodzi o książkę Kominka to jakoś nie mam ochoty jej czytać, chociaż może kiedyś rzucę na nią okiem. Pamiętam początki Kominka, oj dawał czadu, jego tekstu nie raz wołały o pomstę do nieba, ale tym właśnie zabłysną. Teraz, takie mam wrażenie, stracił trochę pazur, ale swoje już zrobił ;-)
OdpowiedzUsuńKiedy pierwszy raz o Kominku usłyszałam tez kupilam jego ksiazke, ale nawet jej nie do konca przeczytałam, bo jakos do mnie nie przemówiła. Kiedys zagladalam do niego na bloga, jak widziałam jakis ciekawy tytuł który sie przewijał na FB. Nawet pare razy pokusiłam sie o pozostawienie obszernego komentarza, ale jakoś żaden nie doczekał się publikacji. I absolutnie nie był obrażliwy czy coś, po prostu wyrażał moje zdanie. A potem miałam z nim małe starcie o moje zdjęcie, które uzył bez zgody na swoim blogu. I tak jakos stracił tym wszystkim w moich oczach, że juz nawet tam nie zagladam i nie czytam...
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńJak niektórzy wiecie prowadzę bloga z opowiadaniami. Czasem gdy mam przypływ weny pisze, a później to publikuję. Nie powiem źle mi się przez to nie dzieje. Poznałam, jeśli można tak określić mailowe korespondencje, kilka bardzo ciekawych osób. Do swojego bloga zachęciłam 43 obserwatorów, którzy wiernie przy mnie trwają oraz kilku anonimowych czytelników. Jak na razie nie jestem i wątpię, abym kiedykolwiek była "legendą". Ważne jest przede wszystkim to, że czerpię z pisania ogromna radość, a widząc kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt komentarzy czuję, że to co robię jest czegoś warte. Fakt, nie zarabiam kokosów, a w zasadzie nie zarabiam nic. No, ale czy wszyscy blogerzy muszą mieć co miesiąc wystawiane czeki na pięcio- czy sześciocyfrową kwotę?
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dalszej cierpliwości w tworzeniu bloga :)
Serdecznie zapraszam do zajrzenia :)
http://vampireandmillionaire.blogspot.com/