niedziela, 10 czerwca 2018

Z cyklu sama uszyłam: sukienka hiszpanka!


     Uwielbiam lato i letnie sukienki. Nie lubię jednak, gdy w każdym sklepie wręcz potykam się o prawie identyczne modele, wzory i kolory. Tym bardziej cieszy mnie, że wreszczie potrafię stworzyć dla siebie coś niepowtarzalnego. Sukienka hiszpanka, choć bardzo prosta, może stać się wręcz unikalna, dzięki wyjątkowemu motywowi. Nie byłabym jej jednak w stanie stworzyć bez tutoriala Jana Leśniaka (link). Dzięki niemu uszycie tego cudeńka zajęło mi naprawdę niewiele czasu, zwłaszcza, że sukienka nie wymagała wykańczania, ponieważ jersey, z którego jest uszyta, w ogóle się nie strzępi. Jedynym minusem hiszpanki jest jednak konieczność posiadania większej ilości materiału, niż w przypadku prostej, krótkiej sukienki, ponieważ dwie falbanki z koła pochłaniają go całkiem sporo. Stwierdzam jednak, że i tak warto, ponieważ nigdzie nie kupiłabym takiego cuda w cenie samego materiału. A Wy jak ją oceniacie? :)

niedziela, 13 maja 2018

Z cyklu sama uszyłam: pierwsza sukienka maxi!


     Pozostając w temacie sukienek maxi przedstawiam kolejną, a w zasadzie pierwszą, ponieważ szara nakrapiana stanowi swoisty pierwowzór. Tworząc ją niestety popełniłam kilka podstawowych błędów, ale na szczęście na zdjęciach niedoskonałości owe w oczy się nie rzucają. Nawet na żywo, jedynie baczne i posiadające krawiecką wiedzę oko wychwyci wspomniane wyżej błędy początkującej krawcowej. No i trudno. Tak czy siak, z błędami czy bez, sukienkę lubię bardzo i jestem z niej po prostu dumna, jak i z każdego uszytego do tej pory dziecka ;)

sobota, 5 maja 2018

Z cyklu sama uszyłam: po prostu długa!


     Tak to już ze mną jest, że uwielbiam prostotę. Lubuję się również w sukienkach maxi. O dziwo jednak połączenie tych dwóch pojęć jest dość rzadko spotykane. Spędzałam więc wiele czasu na poszukiwaniach prostej sukienki maxi, która jeszcze byłaby zbliżona długością do mojego wzrostu. Misja wręcz niewykonalna! Dlatego też, gdy tylko podłapałam podstawy szycia stwierdziłam, że właśnie tego mi trzeba. I oto powstała ona: prosta, lekka, z długim rękawem i odpowiedniej długości. Idealna oczywiście nie jest, choć na ciepłe dni sprawdza się jednak idealnie!

niedziela, 11 marca 2018

Z cyklu sama uszyłam: gdzie jest panda? Czyli sukienka z falbanką!


   Druga sukienka jaka wyszła spod mojej igły, tuż po lisiej sukience, miała być pierwotnie bluzką. Zdecydowanie jednak nie żałuję, że stała się sukienką. Co prawda, według opinii niezależnych świadków (czyt. mojego męża), owa kreacja zdecydowanie skraca moje i tak już krótkie nóżki, jednak zupełnie mnie to nie obchodzi. Jestem zbyt dumna z tego, że stworzyłam ją własnoręcznie i bez żadnego wykroju, aby przejmować się takimi drobiazgami ;) Do tego dochodzi fakt, że pomimo niewielkiego doświadczenia, w trakcie jej tworzenia nie popełniłam o dziwo żadnych znacznych błędów. Nie mogło być jednak zbyt pięknie; maszyna, już na początku szycia, zaczęła wydawać przedziwne dźwięki. Dowiedziałam się dzięki temu, że maszynę trzeba regularnie czyścić... Cóż za odkrycie! ;)
          A jak Wam podobają się misie w takim, zdecydowanie nie dziecięcym wydaniu?

niedziela, 25 lutego 2018

Poczułam lato w szyciu!


   Gdy dotknęły nas pierwsze prawdziwe mrozy tej zimy, na koniec lutego, czyli wówczas gdy już wydawałoby się, że zimę powoli zostawiamy za sobą, zaszyłam się w ciepłym kącie i tak na przekór wszystkiemu poczułam lato. Zaczęło się od męskiego t-shirt'a. Mąż stwierdził, że skoro spod mojej igły wychodzą już rzeczy przypominające ubrania, to też zażyczy sobie coś dla siebie, a co! Podjęłam więc wyzwanie i nieźle się napociłam. Mężczyzna ów okazał się bowiem klientem wymagającym, a prosty t-shirt zajął mi więcej czasu niż ostatnia sukienka. Spinałam, przeszywałam, skracałam, prułam i w końcu wyszła koszulka, z której naprawdę jestem dumna. Nie jestem natomiast pewna czy mąż odczuwa dumę w takim samym stopniu, ale dla własnego spokoju ducha pytać już nie będę i pozostanę przy wersji, że wszystko wyszło, tak jak trzeba ;)

poniedziałek, 19 lutego 2018

Pierwszy "uszytek"!



   Tak jak obiecałam, w całej swojej lisiej okazałości, przedstawiam Wam uszytek numer jeden. Tworząc tę pierwszą (!!!) w swoim życiu sukienkę popełniłam co prawda kilka podstawowych błędów, uroniłam kilka łez prawdziwej rozpaczy przy wykańczaniu dekoltu, gdy wydawało się, że nieodwracalnie zepsułam "dzieło mojego życia", ale też skakałam ze szczęście, gdy jednak efekt finalny okazał się lepszy niż zamierzony. Lisia sukienka, pomimo swoich niedoskonałości, od razu stała się moją ulubienicą. Jest prosta, a jednak niezwykła; nieskomplikowana, a jednocześnie niebanalna. Jest po prostu taka, jak Kasie lubią najbardziej :)

poniedziałek, 12 lutego 2018

Uszytek, czyli nowe słowo i nowa pasja!

     Aż sama nie wierzę, że przez tak długi czas byłam oderwana od blogowej rzeczywistości i że tak dużą przyjemność sprawi mi powrót. I choć "powrót" to może zbyt duże słowo, ponieważ nie mogę dać sobie ani Wam gwarancji, że wszechświat pozwoli abym znów pojawiała się tutaj regularnie, to jednak zabieram się ponownie do pisania z wielkim uśmiechem na twarzy.
    Ostatni rok, pełen przygotowań i sprzecznych, ślubnych dylematów, minął niepostrzerzenie, niepozostawiając mi już czasu na drobne, ani większe przyjemności. Dopiero teraz, na spokojnie, mogę wrócić do zajmowania się tym co lubię oraz, a może i przede wszystkim, odkrywania nowych pasji. I tym właśnie chciałabym się dziś z Wami podzielić...



piątek, 20 stycznia 2017

Na co podobno goście weselni nie zwracają uwagi?

   W ferworze nerwowych przygotowań i sprzecznych, ślubnych dylematów oraz po rozmowie z inną bliską mi przyszłą Panną Młodą, zaczęłam zastanawiać się, co tak naprawdę w planowaniu wesela jest ważne. Czy jest sens toczyć spór o welon, winietki, bądź kolor przewodni? Czy warto wydawać bajońskie sumy na wymarzone kwiaty, które w miesiącu ślubu dostępne są tylko na specjalne zamówienie? A może właśnie wcale nie trzeba tracić energii na planowanie niektórych z tych, wydawałoby się jakże ważnych dla nas detali?


niedziela, 8 stycznia 2017

Mariaż. Odcinek 3: suknia ślubna w ruch!

   

   Ostatni ślubny post wyszedł spod moich palców w listopadzie 2015 roku. Czy to jakaś pomyłka? Nie, to po prostu moja niechęć do ślubnego działania. Na wszelakie pytania dotyczące weselnych przygotowań odpowiadałam jedną frazą. "Przecież jest jeszcze tyle czasu!" ucinało wszystkie niepotrzebne dyskusje. Niestety owa odpowiedź nie okazała się ponadczasowa i w pewnym momencie przestała być po prostu prawdziwa. Gdy w grudniu zdałam sobie sprawę, że "wielki dzień" nastąpi już za nieco ponad 6 miesięcy, zaczęłam odczuwać lekki niepokój. W zasadzie na pół roku przed ślubem nasza lista zamykała się na sali, fotografie, dj'u i kościele. Niezbyt pokaźna lista... Nadszedł więc czas, aby działać. Bez dwóch zdań i ani jednego zająknięcia!

piątek, 27 maja 2016

Symetryczna prostota!


     Symetria, ład i porządek - cechy poszukiwane, żądane i kochane przez większość mniej szalonych śmiertelników. W tym i mnie. Lubię gdy jest nieskomplikowanie, acz efektownie. Symetrycznie, a jednocześnie niebanalnie. Stonowanie, ale na swój sposób barwnie. I tak właśnie chciałabym określić te zdjęcia. Przymiotniki, które na co dzień się wykluczają, w tym przypadku stanowią idealne uzupełnienie siebie na wzajem. Jest więc prosto, wygodnie i tak jak lubię. No i fanie!