niedziela, 26 października 2014

Jesień! Po prostu!



     Jesień, wbrew swej barwnej niewinności, potrafi wywołać burzę. I nie chodzi o burzę z piorunami, która jest niepodważalną domeną lata. Potrafi po prostu (z)burzyć harmonię nawet najzgodniejszego duetu. Mowa oczywiście o relacji modelka-fotograf, którzy przecież muszą współdziałać w pełnym porozumieniu, aby stworzyć wyjątkowe dzieło. Jak jednak niepozorna i niebędąca wybitną modelką dziewczyna może wygrać z urokami panny jesieni? Nie może! Dlatego też zostaje odsunięta na dalszy plan na korzyść niezwykłych, jesiennych kształtów. A co najdziwniejsze, dziewczyna wcale nie chowa urazy, bo przegrana z taką przeciwniczką wcale porażką nie jest. Można czuć lekką zazdrość dla niezwykłych, modelingowych zdolności jesieni, ale po obejrzeniu efektów znikają wszelkie negatywne uczucia - jesień jest piękna! I nie jest tylko pięknym dodatkiem. To ona króluje na zdjęciach, a dziewczyna tworzy dla niej tło i do tego dość marne. Na szczęście idzie zima, a na tle szarych ulic, łatwiej odzyskać blask. Na razie jednak o zimie sza! a do podziwiania pięknej, jesiennej uczty zapraszam serdecznie, bo ta pani naprawdę urzeka!

środa, 22 października 2014

Trauma, która nie wywołała we mnie traumy!


5/5 świetna!

     Uleganie promocjom nie jest moją słabością. Raczej racjonalnie podchodzę do tego typu okazji, jednak ta zasada zdecydowanie nie dotyczy książek. Dlatego, gdy pewien czas temu Empik kusił promocją trzy w cenie dwóch, wpadłam w szał zakupów i... nie mogłam nic wybrać. Było tak wiele książek, którymi chciałam się zaciągnąć i w których chciałam się pogrążyć, że ostatecznie wybrałam trzy przypadkowe, które na liście pt. "Muszę, chcę i pragnę przeczytać" nie tylko nie górowały, ale nawet nie widniały. Wśród wybrańców pojawiła się również przypadkowo pochwycona Trauma duetu Erik Axl Sund i to do tego druga część tej serii. Nie mam w zwyczaju czytać od końca, ani nawet od środka, a jednak się skusiłam i decyzji nie pożałowałam.

niedziela, 12 października 2014

Jesienna zieleń!


     Zakup spodni to dla mnie istna tortura, bardziej przypominająca przeprawę przez tropikalną dżungle, niż radosne pląsanie w galerii handlowej. Zwłaszcza gdy zmierzam do centrum rozpusty z bardzo konkretnym zamiarem zaopatrzenia się jedynie i wyłącznie właśnie w tę część garderoby. I choć naprawdę nie dysponuję pakietem wygórowanych wymagań, po długich godzinach powiększającej się rozpaczy, tysiącach przemierzonym kilometrów oraz setkach naciągniętych na siebie nieodpowiednich pantalonów, wychodzę załamana i co najgorsze, z pustymi rękami. Wówczas dochodzę do wniosku, że dzieło Matki Natury pozostaje w niezmiennej sprzeczności z wizjami projektantów tworzących dla sieciówek. Bo jak spodnie jednej długości mogą pasować na krasnala moich rozmiarów jak i na rasową koszykarkę? Jak dziewczyna, która cieszy się gabarytami Kim Kardashian ma znaleźć jeansy, które zechcą otulać nie tylko jej pokaźne siedzenie, ale także i talię? A co ma począć tak biedna istota jak ja, będąca uosobieniem obu tych przypadłości? Odpowiedź jest smutna i krótka - może liczyć jedynie na przypadek. I choć nawet i przypadek nie gwarantuje satysfakcji, tym razem niebiosa zlitowały się nade mną. Znalazłam spodnie! Dobre spodnie! Z radości, aż zaniemówiłam. Zostawiam Was więc bez słów, ale ze zdjęciami. Miłego więc!

niedziela, 5 października 2014

"Coś pożyczonego" Emily Giffin, czyli do trzech razy sztuka.


5/5 świetna!

      Nie, wcale nie doznajecie swoistego deja vu. Niezaprzeczalną prawdą jest, że od miesiąca czytam, mówię i piszę głównie o Emily Giffin. Zaczęło się od Pewnego dnia, następnie był Ten jedyny, a przygoda z każdą z tych książek wiązała się ze skrajnie odmiennymi emocjami. Te spotkania z książką przypominały szaleńczą, acz zmysłową jazdę na karuzeli - raz euforycznie królowałam szczęśliwa w górze, by już za chwilę spadać, z wyrazem rozczarowania a nawet znudzenia na twarzy. Na szczęście jednak, po ogromnym rozczarowaniu jakim był dla mnie Ten jedyny, sięgnęłam po kolejne twory tej autorki i znów odczułam znajomą błogość, radość i spokój, które towarzyszą mi w czasie przygody z dobrą, kobiecą literaturą. 

     Kolejne dziecko Emily, czyli Coś pożyczonego, zaabsorbowało mnie całkowicie. Zaangażowałam się bez pamięci w ten trudny świat i miłosne dylematy głównej bohaterki, które naprawdę nie należą do najłatwiejszych. Ciężko nawet wyobrazić sobie jak czuje się kobieta, która pewnego ranka budzi się u boku narzeczonego swojej najlepszej przyjaciółki. A jeśli do tego okazuje się, że oboje są w sobie zakochani od wielu lat? Jak należy postąpić w tej sytuacji? Czy wybrać wielką miłość, czy wieloletnią przyjaźń?