środa, 17 czerwca 2015

Dziennik biegacza cz. 2: Pierwsze tygodnie!


Pierwszy zapał! 

Nadszedł ten dzień. Dzień pokonania lenia, nie szukania wymówek, nałożenia dresów i wcielenia mądrych rad z poprzedniego posta w życie. Nadszedł również czas, aby przyznać, że biegacz to też tylko człowiek i nieomylny nie jest. Otóż muszę wyznać, że najpierw pobiegłam a dopiero później o bieganiu czytałam. Byłam pewna, że intensywne treningi na rowerku stacjonarnym zdziałają cuda i jednak uda mi się przebiec dłuższy dystans bez zatrzymywania. Nic bardziej mylnego...

W zasadzie to popełniłam dwa błędy: pobiegłam z biegaczem, który już dość wprawnym biegaczem był, przez co biegłam i za szybko i zdecydowanie za długo. Zawsze podśmiewałam się z osób, które szły biegać, a chodziły. Wynikało to jednak jedynie z mojej ignorancji. Po najdłuższych w moim życiu 15 minutach pierwszego biegu, obficie okraszonego licznymi przerwami, ledwo doczołgałam się do domu i stwierdziłam, że coś robię nie tak. Żałosne? Też tak pomyślałam, dlatego ostatkiem sił odpaliłam komputer i wraz z wujkiem google zaczęłam edukację. Wszystko nagle stało się jasne i zapał powrócił!

Próba właściwa?

Drugi raz był zdecydowanie mniej bolesny. Zwłaszcza, że zrobiłam to sama i wsłuchiwałam się w potrzeby mojego i tylko mojego organizmu. Minuta marszu, dwie minuty truchtu (zaszalałam i od razu wskoczyłam na drugi poziom! a co!) i tak przez 15 minut. Zasapałam się, a jak! Czułam jednak, że z taką dawką wysiłku mój organizm jest sobie w stanie poradzić. Tak też było, co nie zmienia faktu, że po bieganiu nie czułam się najlepiej - bóle brzucha, lekkie zawroty głowy. Objawy przetrenowania? Tak mówi wujek google, ale żeby przetrenować się po 15 minutach biegu? Wolnego biegu?! I zapał znów poszedł spać. Poszedł, bardzo powoli, bo biegać nawet zapał nie miał już ochoty...

 

Przegonić siebie!

Jestem mała, ale waleczna. Do tego uparta. Nie poddałam się więc tak łatwo. Ledwo mogłam złapać oddech, jednak cały czas, uparcie realizowałam zamierzony plan. Były dni gorsze i lepsze, ale ja biegłam dalej. Obecnie, po miesiącu treningów, jestem w stanie przebiec cztery serie po 5 minut. Brzmi może mało imponująco, ale dla mnie to wyczyn nie lada! Nigdy nie lubiłam i nie umiałam biegać. Teraz z niecierpliwością czekam na ten moment i czuję się świetnie! Można? Można! Trzeba tylko ruszyć tyłek z kanapy, a później nogi pobiegną już same. Pamiętajcie jednak, żeby nie łapać od razu wszystkich byków za rogi; najpierw jeden byk czyli przygotowanie, drugi - systematyczny i rozsądny trening i dopiero inteligentny bieg już z trzecim byczkiem u boku. Wskazówki dla początkujących znajdziecie w poście Dziennik biegacza: przygotowania. Powodzenia biegacze!


7 komentarzy:

  1. Super, powodzenia i wytrwałości życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wytrwałości! Sama zamierzam pokonać w sobie lenia i zacząć uprawiać sport...bieganie jest teraz na czasie;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Powodzenia! ja próbowałam bieiac i niestety to jednak nie dla mnie ;/ zupełnie nieumialam znalesc odpowiedniej pory dnia, a po pewnym czasie kolana odmowily mi posluszenstwa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzymam kciuki żeby zawsze z sukcesem udawało ci się wstawać z kanapy:)
    widzę że stylowka na joggingu jest!;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny, gdy czyta się o kims, kto ma w sobie iłę i rózne pasje!!! Wytrwałości :)

    pozdrawiam

    missmoonlight-pl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Powodzenia ! http://kinia-lifestyle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawienie śladu po sobie. Z przyjemnością czytam każdą z Waszych opinii. Jestem szczerze zainteresowana tym co macie do powiedzenia i z równie szczerym zainteresowaniem odwiedzam blogi osób, które znalazły coś ciekawego u mnie. Zapraszam ponownie :)