niedziela, 11 marca 2018

Z cyklu sama uszyłam: gdzie jest panda? Czyli sukienka z falbanką!


   Druga sukienka jaka wyszła spod mojej igły, tuż po lisiej sukience, miała być pierwotnie bluzką. Zdecydowanie jednak nie żałuję, że stała się sukienką. Co prawda, według opinii niezależnych świadków (czyt. mojego męża), owa kreacja zdecydowanie skraca moje i tak już krótkie nóżki, jednak zupełnie mnie to nie obchodzi. Jestem zbyt dumna z tego, że stworzyłam ją własnoręcznie i bez żadnego wykroju, aby przejmować się takimi drobiazgami ;) Do tego dochodzi fakt, że pomimo niewielkiego doświadczenia, w trakcie jej tworzenia nie popełniłam o dziwo żadnych znacznych błędów. Nie mogło być jednak zbyt pięknie; maszyna, już na początku szycia, zaczęła wydawać przedziwne dźwięki. Dowiedziałam się dzięki temu, że maszynę trzeba regularnie czyścić... Cóż za odkrycie! ;)
          A jak Wam podobają się misie w takim, zdecydowanie nie dziecięcym wydaniu?