piątek, 27 lutego 2015

A fizyk stworzył szpilki, czyli opowieść o dziurach w podłodze i łamiących się nogach!


 

Nie lubię!

Wiele postów zaczynam od słów nie lubię, nie chcę, bądź nie podoba mi się. Nie wiem czy wynika to z mojej malkontenckiej duszy czy też wybrednego gustu, ale ja po prostu wielu rzeczy zwyczajnie nie aprobuję. Tak właśnie jest ze szpilkami. Nie lubię tego diabelskiego tworu! Ok, są urocze, zgrabne i dodają powabu nawet pulchnej, kobiecej stópce, ale ja i tak wolę patrzeć na nie z boku, niż stawiać w nich chwiejne, bolesne kroczki. Jednak nawet ból nie zmienia faktu, że one kuszą, a ja temu kuszeniu mimo wszystko czasem ulegam...

niedziela, 15 lutego 2015

Ołówkowa sukienka!


     Ołówek kojarzy mi się z bogatym, pełnym pomysłów szkicownikiem artysty, ale ołówkowa spódnica jedynie ze sztampową, białą bluzką. Może to i niesprawiedliwe skojarzenie, aczkolwiek zakorzeniło się w mojej głowie na tyle mocno, że nie pałam zbyt dużą miłością do takich właśnie spódnic. No bo za co lubić kieckę krępującą każdy krok, z której co chwilę wysuwa się bluzka? I choć to typowo kobiece wdzianko, podkreślające nasze kształty (i niedoskonałości!) ja i ona nie tworzymy zgodnego duetu. Kompromisem okazała się być ołówkowa sukienka. Nie urzekła mnie od razu, ponieważ nie poruszam się w niej z większą gracją i łatwością, ale eliminuje ona chociaż problem niesfornej koszuli. Ostatecznie, sukienka wygrywa ze spódnicą jeden do zera, a ja, choć dalej nieprzekonana do tego typu krojów i fasonów, dosłownie małymi kroczkami przyzwyczajam się do chodu gejszy. I choć sukienka nie grzeszy oryginalnością, pamiętajmy, że pracująca ze mnie pani. Mogę pozwolić sobie jedynie na odrobinę koloru, ale to i tak duże szaleństwo jak na moją skromną, biurokratyczną osobę. Tak czy siak, ołówki w dłoń i piszcie, jak Wy odnosicie się do ołówkowych kreacji?

wtorek, 10 lutego 2015

La vie est belle et vous êtes comme elle!




     Życie jest piękne, a ty jesteś jak ono. Frazes ów, choć brzmiący znacznie lepiej w ustach francuskojęzycznych, jest niezwykle prawdziwy, aczkolwiek niepamiętany. Zwłaszcza przez Polaków. Francuz na pytanie "Jak się masz?" zawsze odpowie, że "Bien", bo inaczej rozmówca pomyśli, że stało się coś znacznie gorszego niż padający deszcz czy wystygnięta kawa. W Polsce natomiast, takie niewinne zapytanie wywołuje lawinę narzekań. Dlaczego? Bo marudzimy! Ciągle! Sama marudzę pisząc, że marudzimy! I choć denerwuje mnie to strasznie, nie zmienię tego pstryknięciem palca, bo od zawsze jestem Polką i to Polką marudną. Mam jednak plan, aby zmienić to moje marudne Ja i wpłynąć na innych marudnych rodaków. Jak to zrobić? Powoli, małymi kroczkami, bo nagłe zerwanie z marudzeniem, może być niebezpieczne dla zdrowia Polaka!